sobota, 1 maja 2021

PASCHA 2021 na Sycylii

 Pascha inna niż wszystkie, także i w tym roku.

Jestem w Palermo, śpię w cerkwi, oświęciłam swoją święconkę: jajka w cebulniku, masełko, chleb, sól, coś ala kulicz/ciasto drożdżowe. Podsumowując ten post – dzięki Bogu mogłam być na nabożeństwach. W przeciwieństwie do zeszłego roku gdy w Polsce był limit jednego człowieka na ileś tam metrów kwadratowych… kontrole w cerkwiach i era oglądania wszystkiego online…w przeciwieństwie do zeszłego roku mogłam i będę śpiewać na nabożeństwie Paschalnym.

Jeszcze raz podsumowując : w Wielkim Tygodniu odśpiewałam liturgię uprzednio poświęconych darów, którą uwielbiam. W Wielki Czwartek, nie z mojej winy, dojechałam na połowę służby…Był wypadek na drodze i dwie !2! godziny staliśmy w korku…W Wielki  Piątek odsłużyliśmy tylko wieczernię. Ale również nie obyło się bez ekscesów typu: nie wiedzieć czemu komputer z tekstem głównym mi się sam! wyłączył a tu trzeba śpiewać i czytać…jakby zło chciało na złość zadziałać…

Liturgia Wielkiej Soboty, którą też bardzo lubię, zaliczona, odśpiewana tak jak ja chciałam. Do tego moja "Pasoczka" została już oświęcona. A wieczorem tylko połunoszcznica -z racji godziny policyjnej. Trochę się zaplątałam przy śpiewaniu w zgiełku kartek po cerkiewnosłowańsku i włosku ale Matuszka dzielnie czytała na zmianę ze mną kanon. Na przyszły rok przygotuję ładnie wszystko w trochę ulepszonej formie 😊

Lecz największą mam radość z tego że mogę TU być , mogę być w cerkwi mojej ukochanej, w której człowiek przechodzi do innego wymiaru świata. Gdy jestem w środku, uczestniczę w nabożeństwach, czuję jakby rąbek nieba nachylał się do mnie.  Czasoprzestrzeń się zmienia, pojęcie tego co ważne, tego co się chce, bo tutaj jest Chrystus. Bóg-Człowiek, który poprzez swoją miłość do świata umiera na krzyżu i zmartwychwstaje na trzeci dzień i uświęca wszystkich i wszystko.

I dziś właśnie Chrystus Zmartwychwstał. Błogosławionych Świąt świętującym!

Cristo e’ risorto!

Christ is risen!

Chrystos Woskresie!









wtorek, 17 listopada 2020

ACH TE CYTRYNY!

W minioną sobotę przydarzyła mi się dość wesoła przygoda.
Jak zwykle mój powrotny autobus ze szkoły o godzinie 13.15 czyli czasu obiadowego, gdzie każdy typowy Włoch zasiada za stół i je, był pusty. Już kolejny tydzień jestem tylko ja i kierowca. Kierowcy zazwyczaj są również zdziwieni, że mają pasażera i to na przystanku w Pianoneve. Gdy proszę o bilet  pytają zawsze : "tylko "tam" czy "i z powrotem?". Ja przwrotnie odpowiadam : "Tylko "tam" chociaż w moim przypadku to jest "z powrotem". Bardziej inteligentni panowie obdarzają mnie uśmiechem, ci mniej, domagają się wyjaśnień :) płacę za bilet, siadam i jedziemy. 
Tejże soboty mój kierowca po słowach:"Poproszę bilet do Trapani", bez pobierania pieniędzy, poganiając mnie powiedział : "Wsiadaj, siadaj, za chwilę, jedziemy". Odebrałam to jako oznakę troski, bo rzeczywiście przystanek jest zlokalizowany dość niefortunnie na zakręcie i w dość niebezpiecznym miejscu. Posłusznie usiadłam a kierowca zaczął radosne pogaduchy. "O, to często tu wsiadasz? w Pianoneve?"- pyta. Odpowiadam, że o tej godzinie kończę zajęcia w szkole muzycznej i w każdą sobotę jestem tutaj. Nagle zatrzymujemy się na środku drogi, kierowca otwiera drzwi i mówi, "Wybacz ale musimy się na chwilę zatrzymać. Mam tutaj upatrzone drzewo cytrynowe i musimy narwać trochę cytryn, najlepszych w tym rejonie. Pomożesz mi?" Nie musiał dwa razy powtarzać, w okamgnieniu znaleźliśmy się na zewnątrz i zrywaliśmy owoce, chichocząc i naginając gałęzie. Było to nie lada przeżycie. Przecież my w Polsce cytryny, pomarańcze, mandarynki widzimy tylko w skrzynkach, w sklepie. A tutaj one sobie po prostu rosną. A gdy się je zrywa jakże pachną! Skórka bez pestycydów ani wosku, wszystko takie soczyste i pachnące.

Po dokonanej akcji, kierowca podając mi rękę, przedstawił się: "Mi chiamo Giuseppe e tu?" (Nazywam się Józef, a Ty?) A potem zaczął opowiadać o akcjach tego rodzaju a także śmiesznych zdarzeniach autobusowych, które miały miejsce w jego karierze kierowcy przez 30 lat. Śmiejąc się, opowiadał w zasadzie o mentalności tych terenów i to wszystko w dialekcie! Na mój gust niektóre żarciki były nader prostackie i sprośne ale widać było, że Giuseppe po prostu taki jest, poza tym gdy mówił w dialekcie, nie wszystko rozumiałam. :)
Wreszcie w Trapani pożegnaliśmy się serdecznie "To co, do następnego razu?"
A! I oczywiście za bilet nie zapłaciłam :)

Zapachu zamieścić nie mogę ale zdjecie jak najbardziej! :) nawet dotykając je pachną! od razu przychodzi ochota na jakiś krem, ciasto, mus, budyń cokolwiek cytrynowego, mniam!


 

poniedziałek, 20 kwietnia 2020

PASCHA 2020



Chrystus Zmartwychwstał! Chrystos Woskresie! Cristo e' risorto! Christ is risen!


Nadeszła! Doczekaliśmy. Każdy prawosławny chrześcijanin z niecierpliwością i pewnym dreszczykiem emocji oczekuje zejścia ognia w wielką sobotę w Jerozolimie. W tym roku doszły jeszcze inne rozterki : czy baciuszka poświęci święconkę i jak? Dzięki Bogu dostaliśmy ogień, poświęciliśmy pokarmy i doczekaliśmy Paschy.

W tym roku Wielkanoc jest dość szczególna z winy wirusa... Świat stanął - już na początku postu. Mi to jednak dość wielkiej różnicy nie robiło. Pierwszy tydzień wielkiego postu spędziłam w Klinice Okulistycznej w Lublinie, nabożeństwa przeszły mi obok nosa...

Wyczekiwany Wielki tydzień niestety wykluczał legalne fizyczne uczestnictwo na nabożeństwach. Powód - restrykcje państwowe do spraw zgromadzeń. Te internetowe transmisje niby mały pomagać wsparciu duszy ale komuś jak ja, przeniesienie raptem skupienia, świadomości w zacisze mojego pokoju nie do końca dało pożądany efekt. No i tyle tych transmisji się porobiło, do wyboru, do koloru, wzdłuż i wszerz, człowiek zgłupiał gdzie chciałby patrzeć, słuchać.

Im robię się starsza, tym bardziej jestem przywiązana do domowej parafii. Domowej w znaczeniu tej, która znajduje się w moim obecnym miejscu zamieszkania. Tak więc z radością zaczęłam paschalną jutrznię w cerkwi w Palermo. Nastawiłam sobie również moją ulubioną warszawską cerkiew na Lelechowskiej. Ulubioną, bo tam nabożeństwa w całości są po polsku - w języku, w którym najbardziej dosadnie słowo dochodzi do świadomości. Serce i sentyment leciało do mojego Londynu, gdzie tradycja muzyczna mnie narodziła na nowo, także i ta zakładka czekała na swoją kolej. Dzięki różnicy czasowej nie wszystko musiałam obskoczyć na raz. 
W międzyczasie posypały się internetowe pozdrowienia na telefon od innych świętujących, dziwne to uczucie : takie technologiczne przeżywanie nabożeństwa, śpiewania razem z komputerem, chociaż w pewnym momencie kiedy pomieszało mi się przęłączanie w zakładkach (Lele się dość spóźniała w tym roku) i dwa nabożeństwa nałożyły się na siebie poczułam miły harmider i taki paschalny klimat, kiedy to dwa chóry śpiewają prawie w tym samym czasie, lud boży odkrzykuje radośnie "Woistinu woskresie" na zawołania księdza z ambony i tak sobie pomyślałam - no chociaż troszeczkę udało się uzyskać namiastkę tego, co było zawsze. To dość ciężkie obserwować puste świątynie, nie móc soborowo - wraz z innymi członkami wspólnoty celebrować, podzielić się paschalną radością.

Dziś w Paschalny Poniedziałek limity wiernych troszkę się zmieniły. Dziś byłam na liturgii i nawet nie śpiewając na chórze (jestem w małej miejscowości gdzie mieszka mój tato), śpiewałam pod nosem i parę razy popłynęły mi łzy wzruszenia, wdzięczności i radości, że mogę tu być i się pomodlić.
Z wielką tęsknotą do mojego włoskiego domu nagrałam Troparion Paschy po włosku.


A miłośnikom muzyki cerkiewnej, polecam poniżej link do video z mojego dyplomu z dyrygentury.


Stąd można ściągnąć sobie samo audio - pojedyncze utwory :





piątek, 14 lutego 2020

SPOTKANIE PAŃSKIE

Jestem na świeżo po dość ważnym dla mnie wieczorze.

14 lutego kojarzy się wszystkim głównie z walentynkami, oprócz tego 14 lutego to w kalendarzu juliańskim wigilia jednego z dwunastu wielkich świąt - Spotkania Pańskiego.

 Od kiedy sięgam pamięcią do mojej świadomości religijnej - 14 lutego wieczorem gdy zakochane pary wychodziły "na miasto", ja mniej więcej w porze ich spotkań wychodziłam z cerkwi po skończonym nabożeństwie.
Moje życie duchowe na Sycylii nie należy do najłatwiejszych. W Trapani jest rumuńska cerkiew prawosławna ale ciężko mi się odnaleźć w ich realiach - na Liturgii jest rozgardiasz, ktoś wchodzi- wychodzi, ciągłe szemrania, jakoś ciężko się spokojnie pomodlić, poza tym bariera językowa również nie pomaga.
Najbliższa rosyjska cerkiew prawosławna, która używa cerkiewnosłowiańskiego w nabożeństwach i w sumie duchem jest bliska naszym słowiańskim klimatom, znajduje się w Palermo - w odległości mniej więcej 90km.
Uwierzcie, że jest to wielka wyprawa. Autobus jedzie mniej więcej 1h 40 min, potem trzeba dojść kolejne 15min - czyli mniej więcej na dojazd w jedną stronę schodzi 2h.

W cerkwi w Palermo śpiewam w chórze. Jest Pani Dyrygent, która nie zna nabożeństw innych niż liturgia, w Rosji nie chodziła do cerkwi. Na emigracji, to właśnie cerkiew jest takim ogniwem łączącym rosyjskojęzycznych ludzi. Ciągnie swój do swego. Dzięki cerkwi ludzie z biegiem czasu wzrastają duchowo, uczą się porządku nabożeństw i tworzą małą wspólnotę. 
Ja, przyzwyczajona do aktywności w cerkwi od małego, jeszcze nie tak dawno przeżywałam wielki zawód, bo nie było tutaj nabożeństwa w wigilię święta Bożego Narodzenia. 
Z drugiej strony, co się dziwić, skoro nawet parafianie przychodzą głównie na liturgię w niedzielę, niekiedy, w ramach możliwości i w wielkie święta (to dość trudne gdy ludzie pracują). Zaproponowałam proboszczowi, że odśpiewam całonocne czuwanie przed świętem Spotkania Pańskiego.
I tak się stało.

Przygotowałam nuty, czytania, niektóre rzeczy również po włosku. Uważam, że należy używać na równi cerkiewnosłowianskiego i języka urzędowego podczas nabożeństw, ba, mamy nawet sporą grupę parafian - włoskich konwertytów, zawsze o nich pamiętam gdy jestem w cerkwi i myślę, że przede wszystkim im się to należy, aby byli świadomą częścią moditwy, aby do nich docierało słowo w jak najbardziej bezpośredni sposób.

Ogłoszenie o dzisiejszym całonocnym czuwaniu poszło dość późno. 
Na cerkwi byliśmy o. Sergiusz, lektor Adriano i ja z Katią. Katia jest moją pokrewną duszyczką w Trapani. Sama zaproponowała, że z chęcią odśpiewa ze mną co trzeba. :) do praktykujących nie należy, więc w ciągu tygodnia stanęła na rzęsach i dzięki systemowi zapisu "pałoczok" - kresek i farszluków nad tekstem (może kiedyś to głębiej wyjaśnię) ogarnęła potrzebne melodie. Poszło.
Nie wszystko wyszło perfekcyjnie ale wewnętrznie dla mnie była to przecudowna służba. Spokojna, tradycyjna, w duchu tradycji "londyńskiej", ze śpiewanym "swietilnem", to co się da śpiewane na głasy, z elementami dwujęzyczności. 
Jestem uskrzydlona i przeszczęśliwa.

poniedziałek, 20 stycznia 2020

ZIMA

Zima, zima, zima, pada, pada deeeeeszcz.....

Otóż Sycylia zimą dzięki wodzie odżywa. Roślinność może odetchnąć od palącego słońca, góry się zazieleniają, rośnie trawa, nowe liście na drzewach i krzewach owocowych. Widoki naprawdę piękne, soczyste - przypominają trochę naszą wiosnę.

Jest też o wiele więcej słońca niż w Polsce, więcej światła. A dzięki temu dodaje to o wiele więcej enegii do życia.

PROBLEM : JEST ZIMNO.
                 W domach.

W większości ludzie nie mają ogrzewania (np. mój dom) lub jeśli nawet je mają, rzadko je używają - jest to dość droga przyjemność. Poza tym Sycylijczycy z założena wychodzą, że mając dwa miesiące zimy, jakoś to się przetrzyma.
Rozmawiając z żoną brata mojego Alberto, wyznała szczerze, że ona to nawet lubi taki chłodek w domu, czuje się wtedy rześka. Ja tego nie cierpię.

Mi jest po prostu zimno.
W ruch poszedł wentylator z nawiewem ciepłego powietrza. Ale i tak mam na sobie - top na ramiączkach, podkoszulkę z krótkim rękawem, sweter i polar...

W Polsce taki scenariusz ubierania się na cebulkę znamy kiedy musimy wyjść z domu, gdzieś się przemieścić, kiedy jesteśmy na zewnątrz. Ale potem w domu czujemy miłe ciepełko, wystarczy podkoszulka z krótkim rękawkiem. Uczucie rozgrzewania się w łóżku nie istnieje, bo temperatura pod kołdrą jak i nad kołdrą jest raczej podobna (mam tu na myśli wszystkich szczęśliwców posiadających centralne ogrzewanie, najczęściej zamieszkujących w blokach, gdzie ciepło dochodzi nawet rurami!)

Miałam nadzieję, że poczucie bycia pingwinem (ubranym po uszy, aż do skrępowania ruchów aby tylko zachować ciepło) podczas zimy tym razem mnie ominie...

Nie, tutaj pingwinnem jest się w domu :)

Nie wiem nawet co jest lepsze - czy polska czy sycylijska zima?
:)))




poniedziałek, 5 sierpnia 2019

SCIROCCO

Scirocco - to jeśli ktoś nie wie - posłużę się definicją z wikipedii : 
"suchy i gorący wiatr wiejący w basenie Morza Śródziemnego.Wieje z kierunków południowego lub południowo-wschodniego, znad Afryki lub Półwyspu Arabskiego, przynosząc znad Sahary i innych pustyń tumany piaszczystego pyłu." 

A tłumacząc praktycznie - jak jest scirocco - temperatury wzrastają do około 40 stopni, wilgotność powietrza również, jest tak okropnie gorąco, że człowiek notorycznie się poci i marzy o prysznicu. Jest tak okropnie gorąco, że kropelki potu spływają po czole tworząc strużkę potoku górskiego. Jest tak okropnie gorąco, że spocona koszulka jest notorycznie mokra. Jest tak okropnie gorąco, że ciężko się śpi. Jest tak okropnie gorąco, że mimo dużej ilości wody wlewanej do organizmu, po 3 godzinach próby w niby klimatyzowanym kościele (klima wysiada średnio co 20 min), espresso w przerwie, mózg się po prostu wyłącza. I już nie wiesz czy liczysz pauzy na 3/4 czy 4/4, krzyżyki stają się kasownikami a bemole niespodziewanie wyskakują Ci przed oczami i je grasz... Marzysz o spaniu.

Od trzech dni jest scirocco...

 a ja się czuję jak na załączonym obrazku...


wtorek, 16 lipca 2019

TERESA

Dziś chcę wam przedstawić naszego kochanego zwierza - Teresę :)

Jest to kot z charakterkiem, gadatliwy, ciekawy, psotliwy i naprawdę rozumie wszystko po włosku.

Daje buzi, wskakuje na kolana, lubi gdy szczotkuje się jej sierść, poluje na różnego rodzaju insekty i jaszczurki (i przynosi je do domu :/) ale co najważniejsze wita nas w drzwiach i obraża się gdy długo nikogo nie ma w domu. W momencie otwarcia drzwi jak strzała wylatuje na klatkę schodową i karze się "przyprowadzić"... ma swoje ulubione kryjówki, z radością nadzoruje gotowanie ze swojej ulubionej półeczki, bawi się butami. :)

Oczywiście wszystkie reklamówki, kartony, to są jej ulubione gadżety, zawsze kontroluje co znajduje się w środku i w ogóle wszystko co jest nowe w domu. Gości odwiedzających strzeże aby nie uciekli, z bezpiecznej odległości, mimo wszystko kontroluje sytuację "nowych obcych" na jej terenie.

Pomaga mi również robić stroiki. :)

Już się dogadałyśmy - w domu rządzą kobiety :) Biedny Alberto.... ;-)

PS. UWAGA : odwiedzających mnie muszę ostrzec - Teresa uwielbia smak plastiku :) wszelkiego rodzaje kable do ładowarek i laptopów to jej ulubiona przekąska :)







znajdź intrusa :)

gdzie jest Teresa?

tutaj chyba widać najbardziej :)